piątek, 4 września 2015

Powakacyjna sierpniowa aktualizacja włosów

Witajcie, na blogu trwała dłuższa przerwa, niestety po urlopie trochę czasu trwało, zanim doszłam do siebie. Włoskie wakacje udały się wspaniale: słońce, przemili ludzie i cudowne krajobrazy. Wróciłam z wakacji mega zadowolona, czego niestety nie mogę powiedzieć o moich włosach...

Nic dziwnego! Środek dnia spędzałam w górach, w których było wysoko, gorąco i bardzo sucho, a resztę czasu nad jeziorem, często tysiąc metrów niżej, fundując włosom prawdziwy pogodowy rollercoaster. Do tego miejscowa woda bardzo nie pasowała ani mojej skórze, ani włosom. Mimo że urlop był cudowny, to niemal każdy dzień był bad hair day! Nie pomagało nic, a przecież wzięłam ze sobą włosowe pewniaki. Odżywka Timotei z olejkami, która podczas zeszłorocznych upałów sprawdziła się w 100%, tym razem była bezradna. Decyzja o zaoszczędzeniu miejsca i zabraniu żeli pod prysznic jako 2w1 do mycia włosów też okazała się błędna, mimo że w warunkach domowych włosy były z nich zadowolone. Przesuszone włosy okropnie mi się plątały podczas mycia, a ja męcząc się z ich rozplątywaniem marzyłam o dobrym szamponie. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby moje bardzo cienkie włosy tolerowały zestaw maska lub odżywka d/s, a na to jeszcze w dużej ilości odżywka b/s, i to dość ciężka, bo silikonowo-olejowy GlissKur. Niestety, dopiero po takim zestawie mogłam bez drgawek spojrzeć w lustro, a wcześniej rozczesać włosy nie wyrywając ich sobie garściami.

Z niespodziewanych włosowych pozytywów - myłam włosy zazwyczaj co drugi dzień, co jak na mnie jest rekordem nieosiągalnym od czasów dzieciństwa. Horror dojrzewania to było u mnie mycie włosów dwa razy dziennie, bo tak szybko się przetłuszczały. Żałowałam na początku wyjazdu, że nie zabrałam suchego szamponu, ale potem się cieszyłam. Włosy i tak spędzały większość czasu pod chustką lub kaskiem wspinaczkowym, więc nie straszyłam przetłuszczoną czupryną, a suchy szampon, oparty bądź co bądź na alkoholu, pewnie by narobił dodatkowych szkód.




Sierpniowa aktualizacja włosów: 63 cm od czoła, 35 cm pasmo kontrolne


Niestety wkrótce czeka mnie podcięcie, bo końcówki (podcinane ostatnio w marcu) zaczęły już wyglądać mało ciekawie. Wprawdzie nie są bardzo rozdwojone, za sprawą sumiennego używania serum do końcówek, ale zaczynają wyglądać piórowato. Zaczynam szukać kolejnej metody na przyrost, bo wygląda na to, że moje włosy osiągnęły granicę, powyżej której nie chcą rosnąć. Widzę zagęszczenie włosów i przyrost baby hairów, które tworzą mi nad czołem nieplanowaną grzywkę, jednak niestety stare włosy bardzo mi wypadają, znajduję w wannie właśnie takie najdłuższe włosy. Może po prostu taki jest żywot moich włosów i niewiele da się nic z tym zrobić? Moje wymarzone 80-85 cm długości chyba jeszcze długo będzie nieosiągalne. Od ostatniej aktualizacji nie zanotowałam praktycznie żadnego przyrostu długości :(

Po urlopie oczywiście natychmiast zaczęłam włosową terapię powakacyjną. Wezwałam na ratunek niezawodny olej Sesa na zmianę z arganowym, który dobrze mi służy i ładnie dociąża włosy oraz maski Biovax. Musze przyznać, że stosowanie Sesy w taki upał do był hardkor, jak lubię jej zapach, to nie przy 30 stopniach upału w nocy! Starałam się bardzo szybko zasnąć, żeby się nie udusić. Już nawet kozi zapach oleju arganowego był mniej męczący ;)  Na szczęście miałam też przezornie zachomikowany na wypadek włosowej awarii w tajnej szufladzie z zapasami słoik maski Biovax do włosów suchych i zniszczonych. Po kilku użyciach na 20 minut pod folię jest różnica, włosy wracają do normy. Przywiozłam też z wakacji dwie ciekawe odżywki o składzie dobrym dla włosów o niższej porowatości, napiszę Wam o nich niebawem, wraz z krótką relacją o włosach Włoszek, które były dla mnie sporym zaskoczeniem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz