niedziela, 28 września 2014

Jeszcze o olejku Sesa oraz mój nowy nabytek - szczotka Tangle Teezer

Aktualnie mam życiowe zamieszanie związane ze zmianą pracy i przeprowadzką... Możecie sobie wyobrazić pakowanie wszystkiego. Przy okazji wyszło na światło dzienne, ile mam zachomikowanych szuwaksów do włosów. Do tej pory sama nie wiedziałam, ile mam zapasów - ekhm, jest ich DUŻO.

Mimo wszystko nastrój mam optymistyczny - cały wrzesień cieszę się wspaniałymi efektami dwumiesięcznego olejowania Sesą. Mimo że, tak jak pisałam we wcześniejszym poście, Sesa była dość kapryśna, często pozostawiała włosy spuszone lub podsuszone, to efekt długofalowy przeszedł moje oczekiwania.

Po pierwsze: przyrost. Byłam w sierpniu u fryzjerki podciąć włosy i już prawie dorównałam do tamtej długości, a minął ledwo miesiąc z kawałkiem. Z górnej warstwy poleciało mi kilka centymetrów, bo niestety ubiegłoroczne degażowanie wysiepało mi włosy paskudnie, a kolejne podcięcia dotyczyły głównie spodniej warstwy, podczas gdy górna próbowała dorastać do dolnej, niszcząc się coraz bardziej, bo tak ścięte włosy rozdwajały się do góry. Albo coś źle zmierzyłam, albo naprawdę dzieją się cuda, bo w trzy tygodnie od mierzenia włosów miałam 2 cm przyrostu! Pasmo kontrolne na pewno mam zawsze to samo, wybieram z samego środka czoła. Na przyrost na pewno wpłynęło też korzystnie picie skrzypopokrzywy we wrześniu (prawie codziennie) i siemienia lnianego(co 2-3 dni) - włosy rosną mi nie tylko na głowie, no niestety uboczny efekt picia ziółek na porost włosów to konieczność znacznie częstszej depilacji...

Po drugie: obniżenie porowatości. Mam dowód, w postaci zmiany tolerancji na olej kokosowy :) Jako że mój TŻ jest atopowcem, robię mu masaż włosów czy skóry olejem kokosowym. Sama na własne włosy używałam go ostatnio w lipcu i powodował efekt stogu siana. Ostatnio coś mnie podkusiło i kilka razy naolejowałam włosy na noc czystym kokosem. No i nagle okazało się, że teraz moje włosy lubią kokos! Sprawdziłam kilka razy, przy różnej pogodzie - jest nieźle!

Podsumowując, jestem tak zachwycona efektami, że aż zaczęłam żałować, że obkupiłam się podczas wizyty w sklepie Magiczne Indie w inne oleje, w tym dużo droższy od Sesy Khadi oraz Amlę i Vatikę, które w przeciwieństwie do całkiem miłego zapachu Sesy są nieprzyjemne dla nosa, szczególnie Amla. Staram się teraz zużyć butelkę Amli, ale jej "aromat" stęchłej piwnicy budzi mnie w nocy. Na szczęście jej działanie choć w części rekompensuje przeżycia nosa, ale i tak chcę ją zużyć i zapomnieć! Dobrze, że wzięłam na spróbowanie najmniejszą butelkę 100 ml. Oczywiście jak na złość jest chyba najbardziej wydajnym olejem, jakiego w życiu używałam!

Czasem myślę, że ciekawość to zguba włosomaniaczek ;)

Mój nowy nabytek - Tangle Teezer


Szczotkę Tangle Teezer kupiłam w promocji w Merlinie. Wybrałam model niebiesko-różowy. Zastanawiałam się także nad wersją kompaktową, ale uznałam, że lepiej zaczekać, czy klasyczna, która była sporo tańsza, się sprawdzi. Wiele razy sparzyłam się na rzeczach zachwalany we włosomaniaczej blogosferze i wolałam nie wyrzucić w razie kolejnej wpadki za dużo pieniędzy w błoto. Teraz trochę żałuję, bo promocja była bardzo korzystna i trzeba było brać w ciemno obydwie! Efekty są świetne, jestem zachwycona. Szczotka jest bardzo praktyczna, można używać jej do rozprowadzania na włosach olejów i masek, łatwo ją domyć i utrzymać w czystości. Rzeczywiście pomaga delikatnie rozczesać kołtuny, testowałam ją także na kręconych włosach mojej przyjaciółki. Nie elektryzuje! A neonowy kolorek o dziwo ma swój sens - nigdy nie muszę szukać szczotki, widać ją z kilometra. Jestem pewna, że kupię jeszcze wersję kompaktową do torebki czy na basen. Bardzo udany zakup.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz