poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Dzień dobry!

Witam Was serdecznie na moim blogu. Planuję pisać na nim przede wszystkim o moich zmaganiach w walce o piękne długie włosy, a także o sposobach dbania o urodę :)

Moje włosy nie mają bogatej przeszłości - nie były nigdy farbowane, z wyjątkiem pasemek zrobionych bodajże dziesięć lat temu, które już dawno zniknęły, bo od tego czasu wielokrotnie ścinałam włosy na krótko. Nie przeżyły żadnej trwałej ani nie były prostowane. Były cienkie, ale zawsze gęste i w ładnym naturalnym kolorze. Od zawsze bardzo szybko się przetłuszczały, a jak to włosy cienkie, łatwo je było obciążyć, więc mój kompletny brak wiedzy o pielęgnacji sprawił, że trudno było wydobyć ich naturalną urodę. Gdy jako nastolatka i studentka traktowałam je szamponami i odżywkami Clairol (pamiętacie?), których zapach był zdecydowanie większą zaletą niż ich właściwości odżywcze, wyglądały jeszcze całkiem nieźle. Były długości do łopatek, podcinała mi mama nożyczkami w domu, na prosto. Nawet tak uboga pielęgnacja wystarczała przy braku innych zniszczeń. Niestety, gdy przez absolutny brak wiedzy przerzuciłam się na mycie szamponami z silikonami i mocno silikonowe odżywki, bo takie akurat były pod ręką, zaczęły być wiecznie klapnięte i po prostu uznałam, że się nie nadają do noszenia jako długie. Zaczęłam coraz bardziej ścinać i ścinać... Jako półdługie wyglądały nawet nieźle, szczególnie że w międzyczasie wpadł mi w oko na Wizażu wątek o olejowaniu, które zaczęłam czasami stosować, kupowałam jakieś produkty do włosów typu Glisskur w sprayu, eliksir do końcówek, więc nie było źle.

Ścinam coraz krócej... Zdjęcie z 2009 roku.

Niestety, latem 2013 zostały potwornie zniszczone rok temu przez degażowanie - gdy postanowiłam zapuścić moje krótkie przez kilka lat włosy, padłam wizją fryzjerki, która zamiast, tak jak ją prosiłam, delikatnie je podciąć, żeby wyeliminować zdarte końcówki, wycieniowała je maksymalnie na całej długości. Możecie sobie wyobrazić moje załamanie, gdy odkryłam, że wyglądam mniej więcej jak młody Mick Jagger! Od tej pory je zapuszczam, były dwa razy podcinane - dopiero rok po tej feralnej wizycie część włosów z tyłu głowy osiągnęła długość poniżej brody! Tak naprawdę w tym momencie powinnam je wszystkie obciąć do tej długości, ale... mój TŻ by mnie chyba zabił ;) Do tego jestem bardzo wysoka i niestety walczę z dodatkowymi kilogramami, więc efekt małej główki z małą ilością krótkich włosów byłby straszny... Robię, co mogę, aby je utrzymać w dobrym stanie, przyspieszyć wzrost i dojść do momentu, gdy będę mogła całkowicie zejść z cieniowania.

Co zrobiło złego degażowanie z moimi włosami:
- końcówki są wystrzępione, niszczą się od nożyczek do degażowania i rozdwajają szybciej niż normalnie
- moje cienkie włosy po ostrym wycieniowaniu latają jak pióra na wszystkie strony, puszą się
- trudno zabezpieczyć końcówki krótszych warstw włosów przed zniszczeniami serum silikonowym, bo włosy są za krótkie i zaczynają się przetłuszczać, w efekcie zniszczone końcówki znajdują się w połowie głowy i dają efekt całkowicie zniszczonych włosów...

 Moje włosy w październiku 2013 - cztery miesiące po feralnej wizycie u fryzjerki.
Widać, jak cieniowane końce sterczą na wszystkie strony... Niestety, nie mam zdjęcia włosów od tyłu :(

W grudniu 2013 odkryłam maski Biovax, a w marcu przyłączyłam się do akcji "Marzec miesiącem olejowania" na blogu Anwen. Był to strzał w dziesiątkę - moje włosy, które wcześniej widywały olej od czasu do czasu, jak mi się przypomniało i sięgałam po oliwkę Alterra, która stała w łazience do innych celów, po codziennym olejowaniu zaczęły wyglądać coraz lepiej. Olejowałam je dalej, obkupiłam się we wcierki, odżywki, maski, tracąc fortunę na wszystkie polecane produkty, rozczarowując się jednymi, a zachwycając drugimi. Włosy zaczęły szybciej rosnąć, odzyskiwać blask, a do sterczących końcówek zaczęły dochodzić sterczące na wszystkie strony baby hair, potęgując chaos na głowie, ale dając nadzieję na lepszą przyszłość moich włosów ;)

Ponad rok po degażowaniu: włosy po pół roku intensywnej pielęgnacji  odstawieniu suszarki. Dzień po tym zdjęciu poszłam do fryzjera na podcięcie, podłamana stanem końcówek - człowiek nie patrzy na swój tył głowy, to nie widzi, co się tam dzieje, a zdjęcie jest bezlitosne...

Dzisiejsza wizyta u fryzjerki potwierdziła moje obawy - najlepiej byłoby ściąć je do linii brody, do wysokości, na której na zdjęciu jest "załamanie fali", ale żal... Pod nożyce poszły więc tylko końcówki wszystkich warstw.

Jak widać, długa długa droga przede mną! Moim celem jest a razie zejście z cieniowania, a potem zapuszczanie na długość do zapięcia stanika.Trzymajcie kciuki! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz